niedziela, 22 maja 2011

Zobacz narodziny piękna

W 2oo5 r. TV4 wyemitowała holenderski program z gatunku makeover show Make me beautiful (Chcę być piękna), który cieszył się w Polsce dużą popularnością. Widzowie z zapartym tchem śledzili zmagania kilkunastu uczestniczek, które, przekonane o swojej fizycznej nieatrakcyjności, zdesperowane szukały pomocy u specjalistów od urody, począwszy od chirurga plastycznego, stomatologa, trenera fitness, dietetyka, psychologa, aż po stylistę, kosmetyczkę i fryzjera. Kulminacyjnym momentem programu było efektowne zejście "nowej pięknej" uczestniczki ze schodów, we wspaniałej sukni, w pełnym makijażu, przy wtórze zachwytów i oklasków ze strony specjalistów, którzy do owej przemiany doprowadzili.

Na fali zainteresowania tego typu programem, stacja szybko zaczęła emitować jego amerykańską wersję The Swan (Łabędziem być). Uczestniczkom zabronione było przez trzy miesiące trwania akcji "z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia" przeglądać się w lustrze (za złamanie tego zakazu groziło wydalenie z programu, co spotkało jedną z uczestniczek), a także widywać się z rodziną. Jedyną formą kontaktu z bliskimi były rozmowy telefoniczne (widz oczywiście słyszał, co mówi rozmówca po drugiej stronie kabla) oraz (co zawsze było wielką niespodzianką dla odizolowanych kaczątek) możliwość obejrzenia filmu, jaki nagrała i przysłała na kasecie rodzina. Nie było sytuacji, by widok najbliższych nie spowodował wielkiego wzruszenia i płaczu u stęsknionych uczestniczek.
Pod koniec każdego odcinka (w każdym prezentowano dwie metamorfozy) jedna z kobiet przechodziła do finału, w którym wybierano Najpiękniejszego Łabędzia.


Łabędziem być łączył w sobie zalety programu typu makeover show (w którym chodzi o zmianę wyglądu zewnętrznego) oraz starting over show (ukazującego zmianę stylu życia uczestniczek). Gospodynią i instancją czuwającą nad kandydatkami na łabędzia była Nely Galan, która pocieszała, dodawała im otuchy i przekonywała, że zasługują na to, by być piękne.

Realizacji polskiej edycji podjął się Polsat, który zasadniczo nie zmienił formuły programu. Na casting do Chcę być piękna zgłosiło się ponad 100 tys. osób, w tym tylko jeden mężczyzna ("Tomek ma twarz pokrytą trądzikiem, z tego powodu chciał kiedyś popełnić samobójstwo"). Najbardziej zaskoczyły producentów motywacje, jakie kierowały kobietami przy zgłaszaniu się do programu: "W Holandii realizatorzy wybierali głównie gospodynie domowe, które nie musiały nigdzie pracować i robiły operacje głównie dla siebie. Akceptowały swój wygląd. U nas zgłaszają się kobiety, które najczęściej chcą się zmienić dla kogoś", mówił Robert Meller, jeden z realizatorów.
W 2006 r. wyemitowano 13 odcinków (plus 5 bonusowych: Chcę być piękna... i nie tylko). W ciągu 44 minut widz był świadkiem przemiany dwóch bohaterek, które od udziału w programie oczekiwały nie tylko zdobycia pięknego wyglądu, ale i zmiany swego życia na lepsze. Jak deklarowała jedna z partycypantek: "Ładniejsi ludzie mają w życiu łatwiej". Żeby "mieć w życiu łatwiej" Kasia, bohaterka pierwszego odcinka, spontanicznie podjęła decyzję o powiększeniu piersi, choć za swój największy kompleks "od zawsze" uważała zbyt długi nos. Psychologowie twierdzą, że, owszem, operacja plastyczna może przyczynić się do poprawy jakości życia pacjenta, ale nie wtedy, kiedy jego oczekiwania są wygórowane, a przyczyna problemów tkwi gdzie indziej, niż w zbyt małych kobiecych krągłościach.
Kamera towarzyszyła uczestniczkom nawet w tak intymnej sytuacji, jak palpacyjne badanie ich piersi (w amerykańskiej ani holenderskiej wersji nie pokazywano nagiego, czy to zwisającego, czy już obrzmiałego od silikonu, biustu).

Każdy odcinek odbywał się według ustalonego schematu: zaniedbane, z tłustymi włosami i błyszczącą cerą dwie kobiety przedstawiały swoją "dramatyczną historię", zawsze zbudowaną na zasadzie kontrastu: KIEDYŚ... (byłam szczupła, jędrna, chłopcy przewracali się na mój widok), W TEJ CHWILI... ("czuję się jak stary, zniszczony kapeć"). Za najczęstszą przyczynę utraty sylwetki i atrakcyjności uczestniczki podawały ciążę, która "nie wyszła im na dobre". Portret uzupełniały wypowiedzi małżonków, przyjaciółek, dzieci ("mama ma za duży nos i wystające, żółte zęby"). Niekiedy nawet to z inicjatywy bliskich kobiety wysyłały swoje zgłoszenia. Córki jednej z nich same napisały list do producentów z prośbą o zakwalifikowanie ich matki do programu.

Po serii zwierzeń, okraszonych łzami, bohaterki po kolei odwiedzają licznych specjalistów, od których spodziewają się przywrócenia im wiarę w siebie. Żmudne zmagania z bólem i cierpieniem będą trwać sześć tygodni, jednak owe "bóle i cierpienia" zostaną widzowi pokazane w tak skrótowy sposób, że można odnieść wrażenie, iż wcale tak ciężko nie było. Co ciekawe, bohaterki jednego odcinka zwykle są dobierane na zasadzie kontrastu: jedna z nich jest bardziej zdeterminowana, silniejsza psychicznie, przez co lepiej znosi okres rekonwalescencji i rozłąkę z rodziną, podczas gdy druga wyznaje: "teraz, jeszcze raz, nie zdecydowałabym się na operację".

Polska edycja w swym kształcie zbliża się trochę do docu-dramy ze względu na fakt, że bohaterowie wypowiadają się do kogoś, kogo kamera nie pokazuje; w programie nie ma takiej gospodyni jak wspomniana Nely Galan w amerykańskiej wersji. Widzowi niezbędnych informacji i komentarzy udziela narrator z offu.

Od momentu, w którym uczestniczki "przechodzą w ręce" fryzjerów, stylistów, wizażystów (nie byle jakich - sztuki wydobywania piękna makijażem uczyła bohaterki "wizażystka gwiazd" Ewa Gil), kamera nie pokazuje ich w całości; fragmentaryczne ujęcia pokazują tylko oko, usta, nowe paznokcie. Wszystko to służy wzbudzeniu ciekawości u widzów: jak one teraz wyglądają? Nauczone przez choreografkę Małgorzatę Potocką z gracją schodzą ze schodów i prezentują się zgromadzonym na sali bliskim w całej okazałości - odmienione, w końcu uśmiechnięte, wyraźnie zadowolone z nowych kształtów, zębów, fryzury. Widz jest zachęcany do wysłania smsa, "która przemiana była lepsza"; nagrodą w konkursie jest wycieczka. I do tego ogranicza się "udział" (to za duże słowo) publiczności w programie. Nie ma on wpływu na to, kto odpadnie (bo nie ma czegoś takiego jak "wielki finał"); każdy odcinek to zamknięta całość, którą można tylko obejrzeć.

Po programie odzywały się zachwycone głosy (zwłaszcza) kobiet, które aż do dzisiaj pytają na forach, kiedy będzie następna edycja, gdyż wtedy na pewno wyślą zgłoszenie (świadczy o wielkim oddziaływaniu programu na świadomość odbiorców). Nie brakowało jednak i krytycznych opinii, według których uczestniczkom, które poddano odsysaniu, wszczepianiu, wycinaniu czego można było, wystarczyłaby jedynie pomoc psychologa, fryzjera i dobrego makijażysty. Przemiany można było zatem dokonać metodami nieinwazyjnymi, co zresztą potwierdza opinię, że polskie kandydatki były zaniedbane i mało pewne siebie, a nie oszpecone czy z wyraźnymi defektami fizycznymi (takie zdarzały się w zagranicznych edycjach).

Również mimo zdradzenia kulisów programu (uczestniczki nie spodziewały się, że będą filmowane nago; zostały zmuszone do podpisania oświadczenia, że w przypadku komplikacji operacyjnych producent nie bierze za nie odpowiedzialności; konsultacje z choreografką to tak naprawdę jednorazowa, krótka lekcja, nakręcona specjalnie na potrzeby realizacji założeń kompleksowej metamorfozy, a nie cykliczna nauka; bohaterki nie spały w pojedynczych apartamentach, ale w dwuosobowych pokojach) zapał Polek marzących o przemianie w łabędzia nie osłabł.

Kolejna edycja Chcę być piękna nie powstała, jednak metamorfozę (bez pomocy skalpela) można przeżyć w innych "makeover showach": Cofnij zegar na TVN, czy Pogotowie modowe na TVP2.

Wszystkie odcinki można obejrzeć tutaj.

1 komentarz: