Prawda czasu, prawda ekranu
niedziela, 22 maja 2011
Zobacz narodziny piękna
Na fali zainteresowania tego typu programem, stacja szybko zaczęła emitować jego amerykańską wersję The Swan (Łabędziem być). Uczestniczkom zabronione było przez trzy miesiące trwania akcji "z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia" przeglądać się w lustrze (za złamanie tego zakazu groziło wydalenie z programu, co spotkało jedną z uczestniczek), a także widywać się z rodziną. Jedyną formą kontaktu z bliskimi były rozmowy telefoniczne (widz oczywiście słyszał, co mówi rozmówca po drugiej stronie kabla) oraz (co zawsze było wielką niespodzianką dla odizolowanych kaczątek) możliwość obejrzenia filmu, jaki nagrała i przysłała na kasecie rodzina. Nie było sytuacji, by widok najbliższych nie spowodował wielkiego wzruszenia i płaczu u stęsknionych uczestniczek.
Pod koniec każdego odcinka (w każdym prezentowano dwie metamorfozy) jedna z kobiet przechodziła do finału, w którym wybierano Najpiękniejszego Łabędzia.
Łabędziem być łączył w sobie zalety programu typu makeover show (w którym chodzi o zmianę wyglądu zewnętrznego) oraz starting over show (ukazującego zmianę stylu życia uczestniczek). Gospodynią i instancją czuwającą nad kandydatkami na łabędzia była Nely Galan, która pocieszała, dodawała im otuchy i przekonywała, że zasługują na to, by być piękne.
Realizacji polskiej edycji podjął się Polsat, który zasadniczo nie zmienił formuły programu. Na casting do Chcę być piękna zgłosiło się ponad 100 tys. osób, w tym tylko jeden mężczyzna ("Tomek ma twarz pokrytą trądzikiem, z tego powodu chciał kiedyś popełnić samobójstwo"). Najbardziej zaskoczyły producentów motywacje, jakie kierowały kobietami przy zgłaszaniu się do programu: "W Holandii realizatorzy wybierali głównie gospodynie domowe, które nie musiały nigdzie pracować i robiły operacje głównie dla siebie. Akceptowały swój wygląd. U nas zgłaszają się kobiety, które najczęściej chcą się zmienić dla kogoś", mówił Robert Meller, jeden z realizatorów.
W 2006 r. wyemitowano 13 odcinków (plus 5 bonusowych: Chcę być piękna... i nie tylko). W ciągu 44 minut widz był świadkiem przemiany dwóch bohaterek, które od udziału w programie oczekiwały nie tylko zdobycia pięknego wyglądu, ale i zmiany swego życia na lepsze. Jak deklarowała jedna z partycypantek: "Ładniejsi ludzie mają w życiu łatwiej". Żeby "mieć w życiu łatwiej" Kasia, bohaterka pierwszego odcinka, spontanicznie podjęła decyzję o powiększeniu piersi, choć za swój największy kompleks "od zawsze" uważała zbyt długi nos. Psychologowie twierdzą, że, owszem, operacja plastyczna może przyczynić się do poprawy jakości życia pacjenta, ale nie wtedy, kiedy jego oczekiwania są wygórowane, a przyczyna problemów tkwi gdzie indziej, niż w zbyt małych kobiecych krągłościach.
Kamera towarzyszyła uczestniczkom nawet w tak intymnej sytuacji, jak palpacyjne badanie ich piersi (w amerykańskiej ani holenderskiej wersji nie pokazywano nagiego, czy to zwisającego, czy już obrzmiałego od silikonu, biustu).
Każdy odcinek odbywał się według ustalonego schematu: zaniedbane, z tłustymi włosami i błyszczącą cerą dwie kobiety przedstawiały swoją "dramatyczną historię", zawsze zbudowaną na zasadzie kontrastu: KIEDYŚ... (byłam szczupła, jędrna, chłopcy przewracali się na mój widok), W TEJ CHWILI... ("czuję się jak stary, zniszczony kapeć"). Za najczęstszą przyczynę utraty sylwetki i atrakcyjności uczestniczki podawały ciążę, która "nie wyszła im na dobre". Portret uzupełniały wypowiedzi małżonków, przyjaciółek, dzieci ("mama ma za duży nos i wystające, żółte zęby"). Niekiedy nawet to z inicjatywy bliskich kobiety wysyłały swoje zgłoszenia. Córki jednej z nich same napisały list do producentów z prośbą o zakwalifikowanie ich matki do programu.
Po serii zwierzeń, okraszonych łzami, bohaterki po kolei odwiedzają licznych specjalistów, od których spodziewają się przywrócenia im wiarę w siebie. Żmudne zmagania z bólem i cierpieniem będą trwać sześć tygodni, jednak owe "bóle i cierpienia" zostaną widzowi pokazane w tak skrótowy sposób, że można odnieść wrażenie, iż wcale tak ciężko nie było. Co ciekawe, bohaterki jednego odcinka zwykle są dobierane na zasadzie kontrastu: jedna z nich jest bardziej zdeterminowana, silniejsza psychicznie, przez co lepiej znosi okres rekonwalescencji i rozłąkę z rodziną, podczas gdy druga wyznaje: "teraz, jeszcze raz, nie zdecydowałabym się na operację".
Polska edycja w swym kształcie zbliża się trochę do docu-dramy ze względu na fakt, że bohaterowie wypowiadają się do kogoś, kogo kamera nie pokazuje; w programie nie ma takiej gospodyni jak wspomniana Nely Galan w amerykańskiej wersji. Widzowi niezbędnych informacji i komentarzy udziela narrator z offu.
Od momentu, w którym uczestniczki "przechodzą w ręce" fryzjerów, stylistów, wizażystów (nie byle jakich - sztuki wydobywania piękna makijażem uczyła bohaterki "wizażystka gwiazd" Ewa Gil), kamera nie pokazuje ich w całości; fragmentaryczne ujęcia pokazują tylko oko, usta, nowe paznokcie. Wszystko to służy wzbudzeniu ciekawości u widzów: jak one teraz wyglądają? Nauczone przez choreografkę Małgorzatę Potocką z gracją schodzą ze schodów i prezentują się zgromadzonym na sali bliskim w całej okazałości - odmienione, w końcu uśmiechnięte, wyraźnie zadowolone z nowych kształtów, zębów, fryzury. Widz jest zachęcany do wysłania smsa, "która przemiana była lepsza"; nagrodą w konkursie jest wycieczka. I do tego ogranicza się "udział" (to za duże słowo) publiczności w programie. Nie ma on wpływu na to, kto odpadnie (bo nie ma czegoś takiego jak "wielki finał"); każdy odcinek to zamknięta całość, którą można tylko obejrzeć.
Po programie odzywały się zachwycone głosy (zwłaszcza) kobiet, które aż do dzisiaj pytają na forach, kiedy będzie następna edycja, gdyż wtedy na pewno wyślą zgłoszenie (świadczy o wielkim oddziaływaniu programu na świadomość odbiorców). Nie brakowało jednak i krytycznych opinii, według których uczestniczkom, które poddano odsysaniu, wszczepianiu, wycinaniu czego można było, wystarczyłaby jedynie pomoc psychologa, fryzjera i dobrego makijażysty. Przemiany można było zatem dokonać metodami nieinwazyjnymi, co zresztą potwierdza opinię, że polskie kandydatki były zaniedbane i mało pewne siebie, a nie oszpecone czy z wyraźnymi defektami fizycznymi (takie zdarzały się w zagranicznych edycjach).
Również mimo zdradzenia kulisów programu (uczestniczki nie spodziewały się, że będą filmowane nago; zostały zmuszone do podpisania oświadczenia, że w przypadku komplikacji operacyjnych producent nie bierze za nie odpowiedzialności; konsultacje z choreografką to tak naprawdę jednorazowa, krótka lekcja, nakręcona specjalnie na potrzeby realizacji założeń kompleksowej metamorfozy, a nie cykliczna nauka; bohaterki nie spały w pojedynczych apartamentach, ale w dwuosobowych pokojach) zapał Polek marzących o przemianie w łabędzia nie osłabł.
Kolejna edycja Chcę być piękna nie powstała, jednak metamorfozę (bez pomocy skalpela) można przeżyć w innych "makeover showach": Cofnij zegar na TVN, czy Pogotowie modowe na TVP2.
Wszystkie odcinki można obejrzeć tutaj.
niedziela, 15 maja 2011
Społeczny odbiór i obieg programu SK
Widzowie są okazyjnie zachęcani do jeszcze innej aktywności, jak to było w przypadku wysyłania życzeń świątecznych dla Jarosława Kaczyńskiego (nieprzypadkowo właśnie dla tego, a nie innego polityka). Jeden ze zwycięzców cieszył się z wyróżnienia, ale zamiast książki, wolałby zostać nagrodzony firmowym kubkiem i koszulką wykształciucha (patrz: przedostatni post).
Widzowie wypowiadają się nie tylko na oficjalnym forum programu, do którego śledzenia przyznają się na wizji prowadzący, ale także na innych, np. na forum miłośników absurdalnego humoru, co podkreśla satyryczny charakter Szkła. Znaczące jest również, że sam fakt zobaczenia na ekranie telewizora smsa swojego autorstwa jest powodem do nie tyle do pochwalenia się (to za duże słowo), ale zwrócenia na to uwagi znajomym.
W dzisiejszych czasach mało które przedsięwzięcie nie ma swojej strony fanowskiej na facebooku i Szkło nie jest tutaj wyjątkiem. Społeczność fanowska programu liczy sobie ponad 7,5 tys. członków, którzy wypowiadają się nie tylko na temat emitowanych materiałów, ale i samych prowadzących (Justyna: "Panie Sekielski, uwielbiam pana!", Mirko: "Moja ulubiona para w Szkiełku to Grzegorz Miecugow i Tomasz Jachimek"). Symptomatyczne jest również - jak w przytoczonym przykładzie - używanie zdrobnienia nazwy programu, co świadczy o pozytywnym jego odbiorze oraz istnieniu pewnej wspólnoty, dla której Szkiełko to coś więcej, niż zwykłe Szkło.
Program sam siebie nobilituje organizując, wraz z Gazetą Wyborczą, Plebiscyt Lustro Szkła Kontaktowego. Widzowie wybierają wypowiedź polityka, która najbardziej im się spodobała, którą uważają za najbarwniejszą. W zeszłorocznej edycji plebiscytu, który odbywa się od 2006 r., po raz drugi laureatem został Janusz Palikot. Zwyciężczyni z 2006 r., Joanna Senyszyn, skomentowała wybór głosujących słowami :"Wykształciuchy oddały głos na swoich". Tym samym potwierdziła "kategorię" widzów programu.
Bardzo wcześnie wśród polityków zaczęła funkcjonować świadomość, że ich lapsusy, przejęzyczenia (a także zachowania, gesty i wiele innych), które zarejestrowała kamera, mogą stać się przedmiotem zainteresowania autorów Szkła, właśnie ze względu na ich niezwykłą wartość merytoryczną (co dowodzi przewagi charakteru satyrycznego programu nad tradycyjnie pojmowanym publicystycznym). Zdając sobie z sprawę z "ryzyka" pojawienia się w programie, Kazimierz Marcinkiewicz prosił swoją partnerkę, żeby się opanowała:
Równie szybko zaczęły pojawiać się wydawnictwa o programie. Jego pomysłodawcy - Sekielski i Miecugow - wydali książkę, w której zdradzają kulisy programu i wiele anegdot z związanych. Podobno powstało nawet kilka prac magisterskich o zjawisku, jakim Szkło niewątpliwie się stało; już dawno bowiem wyszedł on poza ramy kwalifikowania go wyłącznie jako "audycji telewizyjnej". We wrześniu zeszłego roku można było, przy zakupie Newsweeka, zaopatrzyć się w kolekcję ośmiu płyt DVD The Best of Szkło Kontaktowe. Jedynie 7,99 zł za płytę.
Post żałobny...
Bogato, miło, sympatycznie. Czyli "Szkło kontaktowe" metodą Jasona Mittella...
Programy telewizyjne charakteryzują Szkło jako publicystykę, wikipedia jako program satyryczno-publicystyczny, samo TVN24 jako program satyryczny, w którym "goście, polscy satyrycy, razem z prowadzącym w luźnej konwencji komentują bieżące wydarzenia". Prowadzący od czasu do czasu z przekąsem nawiązują do gatunkowych klasyfikacji, mówiąc, że są przecież poważnym programem publicystycznym. Szkło kontaktowe jest na antenie TVN24 od stycznia 2005 roku, pomyślane początkowo jako odpowiedź na rosnącą frustrację spowodowaną niedotrzymaniem słowa przez lewicę.
Szkło kontaktowe ma publicystyczno-satyryczną formułę. Program, który opiera się na krótkich materiałach filmowych (zabawnie puentowanych przez prowadzącego wraz z gościem) oraz telefonach i smsach od widzów (jako luźnych komentarzach do wszystkiego, co dzieje się w kraju), swoją budową i stosowanymi technikami odwołuje się jednoznacznie do cech dzisiejszej telewizji. Często banalizowane czy w absurdalny sposób przedstawiane materiały, dotyczące zazwyczaj polityki, doskonale korespondują z medium - prowadzący bawią się tematami, które prezentują, ich komentarze sięgają absurdu i nie odbiegają tym samym od poziomu, jaki reprezentują pokazywani w programie politycy.
Formuła programu była ujęta w bardzo sztywne ramy, goście musieli zmieścić swoją wypowiedź w ściśle określonym czasie. Nie było miejsca na improwizację, ani niespodzianki. Kształt programu pozostał niezmieniony w ciągu kilkunastu lat jego obecności na antenie. Doskonałą jego parodię stworzyli panowie Mann i Materna w Za chwilę dalszy ciąg programu (KLIK). Szkło kontaktowe jest programem trudniejszym do sparodiowania z racji swojej satyrycznej natury; nie jest to audycja stricte serio i choć niełatwo jest ją samą uczynić przedmiotem parodii, nie jest to niemożliwe:
Późniejsze programy publicystyczne bazowały na konfrontacji gości przeciwnych ugrupowań czy idei - tutaj wymienić można chociażby Teraz my innej TVNowskiej pary Sekielski & Morozowski czy pogramy Tomasza Lisa.
W Szkle publicystyka, która miesza się z satyrą i przywołuje na myśl bardziej kabarety i Dziennik telewizyjny w wydaniu Fedorowicza, nie potrzebuje już wcale fizycznej obecności polityków w studio. Podczas gdy całe TVN24 i inne stacje informacyjne skupiają się na zapraszaniu licznych gości i komentatorów, gospodarze tego programu odwołują się do wypowiedzi polityków zarejestrowanych i opublikowanych w mediach już wcześniej. Nie jest to kreowanie wizerunku polityka czy pomoc w zaprezentowaniu programu jego partii politycznej, lecz niezależne od samych zainteresowanych przedstawianie ich w telewizji w taki a nie inny sposób, zgodny z polityką stacji i zgodny z poglądami jego prowadzących. Szkło kontaktowe jest, jak się wydaje, podjęciem nie tylko tematów wałkowanych przez cały dzień na antenie TVN 24, ale także przedłużeniem publicystycznej formuły, dowcipnym i lekkim zwieńczeniem dnia z informacją. Owo powiązanie produkcji i odbioru programu sytuuje go w szerszym kontekście kulturowym.
Do rzeczy - dla Mittela tym, co decyduje o gatunkowości jest żywotność kulturowego obiegu tych formacji dyskursywnych. Wydaje nam się, że żaden program telewizyjny na dość jałowym polskim gruncie medialnym w ostatnim dziesięcioleciu nie odbił się tak szerokim echem społecznym, zataczając coraz szersze kręgi, by wreszcie odbić się na wydarzeniu dotyczącym bezpośrednio kwestii władzy - czyli wyborach parlamentarnych w 2005 roku. By jednak nie uprzedzać faktów, spróbuję odtworzyć narrację, w którą układa się historia Szkła kontaktowego.
Jak, już powiedzieliśmy, początki programu sięgają czasów lewicowej administracji. To wtedy wykluł się nieco inteligencki profil - na co wskazuje już sam tytuł - choć lwia część prowadzących legitymuje się nie mniej inteligenckimi okularami. Optyczna metaforyka odzwierciedla główną "misję" programu - tropienie nieprawidłowości, oszustw, kłamstw, ale także błędów językowych, wpadek... Rzecz należy też ująć na tle całej stacji, w owym czasie - w roku 2005 może nawet bardziej niż obecnie - TVN 24 zwrócone było głównie do widowni wielkomiejskiej, wyraźna była tematyka ekonomiczna, finansowa (osobny kanał TVN CNBS BIZNES uruchomiono dopiero w drugiej połowie 2007 roku). Stąd też rysy liberalne w ideologicznym programie stacji. Tę kwestię należy oczywiście widzieć dwustronnie: zarówno jako element kształtujący komunikat, ale także sposób na pozyskanie widzów, których interesy (poglądy?) stacja ma reprezentować.
Ludwik Dorn widzów programu nazwał właśnie wykształciuchami. "Zdaniem Dorna, wykształciuchami są widzowie, oglądający audycję Szkło kontaktowe (a dokładniej, że jest to program natargetowany na grupę wykształciuchów)". Podobnie jak z łże-elitami lingwistyczna efektowność zapożyczona od - uwaga - rosyjskich słowotwórców. W ofercie telezakupów Mango, emitowanych na antenie stacji TVN, znaleźć można koszulkę z nadrukiem jednoznacznie odwołującym się do loga Szkła: oto "uniform wykształciucha".
Jak się okazało, obawy nie były bezpodstawne. Mobilizacja elektoratu wielkomiejskiego, w tym częściowo ludzi młodych, nie uczestniczących wcześniej w demokracji, znacząco wpłynęła na wynik wyborów, w których głosowano, przypomnijmy, przeciw PiS. Wielu komentatorów przypisuje ten ruch ku urnom właśnie atmosferze w mediach, ale także wokół nich. Niewykluczone, że filmy, takie jak poniższy odegrały przy tej okazji ważną rolę... a ton Szkła kontaktowego jest tu wyczuwalny: wstyd przed kompromitacją, wpadki, zaściankowość, obawa przed fanatyzmem.
Staraliśmy się prześledzić pewien przebieg zdarzeń, żeby uchwycić istotę gatunku, tak, jak ją widzi Mittel. W każdym razie ujawnia się ona w ruchu, w dynamice zmian społecznych - wtedy właśnie gatunek pokazuje swoją funkcjonalność. Publicystyka w wydaniu Pań i Panów ze Szkła kontaktowego, choć ma pewne ambicje intelektualne, jest przecież (tylko) dość profesjonalnym wypełnieniem przestrzeni między informacją, sposobem jej podania i jej odbiorem. O skuteczności zaważyła prawdopodobnie demokratyczność jego formuły, która pozwala się "każdemu" wypowiedzieć w tonie przepełnionym kompetencją, bez taryfy ulgowej ocenić polityka, który nawet nie gości w studio, a tylko reprezentowany jest przez śmieszne filmiki. Dodatkowo konwencję ożywia zakulisowość (pokazanie polityki i mediów od mniej znanej strony, gdzie kamery często grają główną rolę). Rola medium zostaje oswojona żartami z godziny emisji (choć program jest na żywo) i drwinami na temat możliwości manipulacyjnych - choć niektóre materiały rzeczywiście powstają na zasadzie podłożenia muzyki czy montażu obliczonego na wywołanie komicznego efektu.
niedziela, 10 kwietnia 2011
Między pastiszem a parodią
Rzeczywistość telewizyjną charakteryzuje nacisk przeniesiony z narracji na obraz - widz to wszak konsument, który odbiera obrazy dla nich samych, a nie dla głębszych wartości, które mogą się w nich zawierać. Żart i zabawa dominują nad treścią; wielość, różnorodność i szybkość w dostarczaniu obrazów przysłaniają realizm i intelektualne narracje. Symptomatyczne zdają się w tym momencie być słowa Michaela Manna, producenta Policjantów z Miami, który, zapytany o zasady tworzenia filmu, odpowiedział: "żadnej ziemskiej atmosfery". Kiedy serial po raz pierwszy pojawił się w amerykańskiej telewizji (1985-1990), krytykowano go za zbyt "kinowy" charakter, niezgodny z "intymną i bardziej realistyczną codziennością telewizyjną" [cyt. za: D. Strinati, Wprowadzenie do kultury popularnej, 1998, Zysk i S-ka, s. 185.]. Użycie popowo-rockowej ścieżki dźwiękowej dostarczało, na równi z wizualnym dopracowaniem obrazów, dodatkowej przyjemności odbiorczej.
Charakterystyczny dla pastiszu akcent na stronę wizualną daje się najlepiej uchwycić, śledząc reklamy, które już z definicji koncentrują się na swoim zewnętrznym aspekcie. Odwołanie się w reklamie do siebie samej jest niewątpliwie przejawem pastiszu:
Brak z kolei programów o stricte parodystycznym charakterze: najczęściej stanowi ona jedną z jego składowych (jak to jest w przypadku Rozmów w tłoku w show Szymona Majewskiego). Bywa jednak, że parodia, mocno wymieszana z satyrą, stanowi istotę programu, co idealnie ilustruje cykl Za chwilę dalszy ciąg programu:
Zjawisko zappingu
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Nowelizacja
Fot. PAP |
Gdyby jednak ktoś pokusił się o przeczytanie fragmentu ustawy, to pełny tekst nowelizacji dostępny jest tu.
Oczywiście poza głośnymi swego czasu kontrowersjami wokół nadawców internetowych, ja znalazłem jeden w sumie ciekawy kawałek - o wymiarze czasowym reklam.
14) art. 16 i 16a otrzymują brzmienie:
„Art. 16. 1. Przekazy handlowe powinny być łatwo rozpoznawalne.
2. Reklamy i telesprzedaż powinny być łatwo odróżnialne od materiału
redakcyjnego. Reklamy i telesprzedaż odróżnia się w programie za
pomocą środków wizualnych, dźwiękowych lub przestrzennych.
3. Reklamy i telesprzedaż nie mogą zajmować więcej niż 12 minut w
ciągu godziny zegarowej.
4. Ograniczenia określonego w ust. 3 nie stosuje się do:
1) ogłoszeń nadawcy, zawierających jedynie informację o jego au-
dycjach lub fragmenty tych audycji;
2) ogłoszeń nadawcy zawierających jedynie informację o dodat-
kowych produktach uzyskiwanych bezpośrednio z audycji;
3) wymaganych prawem oznaczeń przekazów handlowych, w tym
wskazań sponsorów.
5. Ogłoszenia, o których mowa w ust. 4 pkt 1 i 2, są emitowane po-
między audycjami i nie mogą zajmować więcej niż 2 minuty w ciągu
godziny zegarowej.
(...)
Art. 16a. 1. Umieszczanie reklam lub telesprzedaży podczas audycji nie może na-
ruszać integralności audycji, przy uwzględnieniu naturalnych przerw
w audycji, jej czasu trwania i charakteru, ani uprawnień podmiotów
praw do audycji.
2. W transmisjach zawodów sportowych zawierających przerwy wyni-
kające z przepisów ich rozgrywania oraz w transmisjach innych wy-
darzeń zawierających przerwy, reklamy lub telesprzedaż mogą być
nadawane wyłącznie w tych przerwach.
3. Filmy wyprodukowane dla telewizji, z wyłączeniem serii, seriali i
audycji dokumentalnych, oraz filmy kinematograficzne mogą zostać
przerwane, w celu nadania reklam lub telesprzedaży, wyłącznie je-
den raz podczas każdego okresu pełnych 45 minut przewidzianych
w programie.
4. Audycje inne niż określone w ust. 2 mogą być przerywane w celu
nadania reklam lub telesprzedaży, jeżeli okres między kolejnymi
przerwami w danej audycji wynosi w programie telewizyjnym co
najmniej 20 minut, a w programie radiowym co najmniej 10 minut.
5. Za przerwanie audycji uznaje się każde umieszczenie reklamy lub te-
lesprzedaży w trakcie audycji.
6. Nie można przerywać w celu nadania reklam lub telesprzedaży:
1) serwisów informacyjnych;
2) audycji o treści religijnej;
3) audycji publicystycznych i dokumentalnych o czasie krótszym
niż 30 minut;
4) audycji dla dzieci.
7. Nie można przerywać w celu nadania reklam lub telesprzedaży au-
dycji w programach publicznej radiofonii i telewizji, z wyjątkiem au-
dycji, o których mowa w ust. 2.”;
Jeśli ktoś przypomni sobie naszą analizę strumienia i wynikające z niej rozmiary reklamy wewnętrznej w niektórych przypadkach, to widać gołym okiem, że pejzaż za szklanym ekranem może się zmienić. Ponieważ jednak przyroda nie znosi próżni, to możemy być pewni, że nadawcy znajdą swoje sposoby na autoreklamę.